czwartek, 18 sierpnia 2011

Co mi w duszy gra...

     Ktoś zadał mi pytanie, dlaczego to wszystko piszę… No, właśnie, dlaczego? – pytam samą siebie… Czasem człowiek musi usłyszeć głos swojego serca, głos, który jest w nas gdzieś głęboko „schowany” i trzeba mu pozwolić się ujawnić, by lepiej poznać samego siebie. Słowa są nośnikami duszy – napisałam na początku… I tak jest w istocie! Czasami nosimy w sobie myśli – mniej lub bardziej odważne, mniej lub bardziej słuszne… Jeżeli pozwolimy im „ujrzeć światło dzienne”, to łatwiej będziemy mogli zweryfikować ich prawdziwość i sens. To właśnie dlatego poeci piszą wiersze, by przekazać, co im w duszy gra…
Znalazłam zatem odpowiedź na pytanie postawione powyżej: piszę o tym, co w mojej duszy gra, chociaż nie jestem poetą… Odczuwam ogromną potrzebę, by dzielić się słowem, swoimi przemyśleniami, wątpliwościami, by usłyszeć samą siebie…
A może w tym miejscu warto byłoby sobie postawić takie uczciwe pytanie, co tak naprawdę mi w duszy gra? Trudno tak do końca się obnażyć na szerokim forum, odpowiem zatem słowami ks. Jana Twardowskiego: „Często czułem, że byłem prowadzony przez Kogoś dla mnie bardzo życzliwego. Wszystko to, co wydawało mi się niesprawiedliwe, krzywdzące, zawsze obracało się ku dobremu. Świadomość obecności Boga w moim życiu jest dla mnie źródłem optymizmu. Nie wyobrażam sobie życia bez wiary. Wyraźnie widzę znaki Boga w życiu. Kochać Boga - to pokochać całym sercem łamigłówkę życia, jaką On nam układa.”

Kocham tę łamigłówkę, chociaż niekiedy jest bardzo trudna do rozwiązania…