Pamiętam, że już odwoływałam się do Mickiewiczowskiej
Ody do młodości… Fascynowała mnie (i nadal fascynuje!) siłą słowa, wiarą
i nadzieją jednocześnie. Dodawała przysłowiowych skrzydeł w najróżniejszych
sytuacjach… Była (i jest nadal!) taka radosna i optymistyczna… Pozwala wierzyć,
że homo sapiens może tak wiele… I może (jeśli tylko chce!) widzieć
więcej, niż takie świata koło, jakie tępymi zakreśla oczy…
Nie mam nadzwyczajnego życia, ale to,
co zostało mi dane, wystarczy, by chcieć spojrzeć szerzej i uwierzyć, że z
pomocą Bożą można przezwyciężyć trudności, pokonać swoje ułomności, a w
konsekwencji - samego siebie! By uwierzyć również w to, że to życie, chociaż niewolne
od krzyża, jest nadzwyczajne, jedyne w swoim rodzaju, bo darowane przez Boga!
Św. Ojciec Pio – mimo że naznaczony cierpieniem
z racji stygmatów - zachęcał: „Żyj w
świętej radości! Służ Panu Bogu radośnie i w wolności ducha. Mimo
cierpienia - tryskał pogodą ducha, uważał, że smutny święty - to żaden
święty.
W podobnym duchu mówi św. Josemaria
Escriva: Wśród
lawiny ludzi bez wiary, bez nadziei i pośród umysłów, które się miotają na
granicy rozpaczy w poszukiwaniu sensu życia, ty spotkałeś JEGO!
I to odkrycie ustawicznie będzie wnosić w twoje życie nową radość, będzie cię przekształcać i ukazywać ci codziennie niezliczoną ilość pięknych rzeczy, których nie znałeś, a które pokazują, jak radosna jest szerokość drogi, która prowadzi do Boga.
A zatem – przekonajmy się!