czwartek, 13 lutego 2020

Refleksje...


Jak to dobrze, że przyszłość jest przed nami zakryta, czyli po prostu – niewiadoma! Można mieć dumne marzenia w młodości ( i nie tylko wtedy), można je realizować w miarę sił, możliwości i przede wszystkim – zapału, ale ostatecznie nie wiemy, jak potoczy się życie… Jest wprawdzie takie staropolskie powiedzenie, że każdy jest kowalem własnego szczęścia, ale czy na pewno zawsze?! Wszystkich zdarzeń, a zwłaszcza przeciwności, nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Nie wiemy, w jaki sposób to życie się zakończy, co po drodze się wydarzy… Takie i podobne myśli błąkają się w mojej głowie! Nic dziwnego! Mają one swe źródło w tym, co przytrafiło mi się 8 stycznia. I – niestety – ma swoje konsekwencje, niekoniecznie radosne! Znacznie łatwiej głosić optymistyczne podejście do życia, gdy wszystko „gra”, gdy nogi sprawne, gdy nic nie dolega…
Nie narzekam, aczkolwiek bardzo ubolewam, że nie mogę codziennie uczestniczyć we Mszy świętej. To wielka strata! I w dalszym ciągu nie wiem, jak długo jeszcze potrwa moja niedyspozycja! Jednak wiem przecież, że wokoło jest wielu ludzi, którzy znacznie więcej cierpią! Ta świadomość nie jest pocieszająca, ale pozwala jednoczyć się z nimi i modlić się nie tylko w swojej intencji!
Wystarczy przywołać w wyobraźni obraz Pana Jezusa, kroczącego krzyżową drogą, by połączyć się z Nim i… pójść razem, obok…


Wpis: 13 lutego godz. 10:15