„Cichość
rozwija się w miłości do bliźniego i w
modlitwie najintymniejszej, ale rozkwita też w ubóstwie i w Eucharystii. Miłość
staje się cicha, gdy nie krzyczy, nie plotkuje, nie oskarża i nie uskarża się,
nie rani.
Nasza miłość
to początkowo miłość własna albo mroczne uzależnienie, albo ślepa namiętność.
Dopiero po latach staje się to wszystko po prostu cichą miłością. Oczywiście dzieje
się tak u tych, którzy dorastają do ciszy, wyrzekając się dominacji nad innymi.
Cisza
dojrzewa także w modlitwie adoracyjnej, gdyż Bóg jest cichy i pokorny sercem, a
przebywanie z Nim formuje nas na Jego podobieństwo. Wyciszenie rozwija się też
w ubóstwie.
Emil
Coran napisał: „Nie zazdrościmy tym, którzy posiedli dar modlitwy, za to pełni zawiści
jesteśmy wobec ludzi majętnych, co zaznali bogactwa i sławy. Dziwne, że godzimy
się z cudzym zbawieniem, z tym zaś, że innym dane jest cieszyć się paroma
ulotnymi dobrami – nie.” Większość z nas po cichu marzy o sakiewce Judasza, a
nie o dwóch groszach wdowy, których się wyrzekła.
Ubodzy więcej
słuchają, bogaci narzucają swą wolę rozkazami. A jednak napisano, że to ubodzy posiądą
ziemię, a nie bogaci! Najbogatszym okazał się Jezus na krzyżu, bo ofiarował
całe niebo złoczyńcy. To coś niewyobrażalnie większego niż uzdrowienie z trądu
czy nakarmienie chlebem pięciu tysięcy głodnych. Za przejażdżkę w promie kosmicznym płaci się dwa miliony
dolarów. Ale żeby całe niebo w jednej chwili? A przecież na krzyżu Jezus nawet
na sobie już nic nie miał. Kto w to uwierzy?
Cisza
udziela się nam w Eucharystii. Bóg cicho
ukrył się w chlebie i winie, a nie bilbordach i gigabitach czy decybelach.
Czy nie budzi się w nas tęsknota za byciem do Niego podobnym w takiej postaci? „Ama
nesciri” - jak pisze Tomasz a’Kempis, „umiłuj
bycie nieznanym”, bycie cichym, nawet anonimowym.”
O.
Augustyn Pelanowski OSPPE