Oczywiście! Powinna trwać nieustannie! Bo
czyż mało w nas ułomności, błędów, przywar, że o wielkich grzechach nie
wspomnę… Ale po kolei…
Najpierw muszę sobie uświadomić te
wszystkie braki, które są we mnie, chociaż wcale ich nie chcę… Bo – zauważcie! –
znacznie łatwiej widzi się cudze błędy i niedoskonałości! Stara prawda! Pamiętamy
wszyscy ewangeliczną drzazgę w oku bliźniego, a dziwne niedowidzenie własnej
belki, chociaż taka wielka, taka brzydka, niekiedy wręcz odrażająca…
Zatem trzeba wielkiej odwagi a zarazem
wielkiej pokory, by przyznać się do swojej pychy, zazdrości, kłamstwa, próżności,
nadmiernego gadulstwa, etc. etc. …
Weźmy na przykład taką obmowę… Pisałam
już o niej, ale przypomnę przede wszystkim samej sobie… Jakże często i jak
łatwo osądzamy i oceniamy drugiego człowieka! Nie podoba się nam to, co mówi,
robi… Przyklejamy mu etykietkę! A przecież nie wiemy, co kryje jego wnętrze, co
tak naprawdę myśli i czuje!
Może nie umie uzewnętrznić swoich
dobrych uczuć?
Może nie potrafi ich wyrazić?
Może wystarczyłoby dodać mu otuchy?
Może warto go pochwalić – choćby za
jakiś drobiazg?
A może warto mu się przyjrzeć bliżej i
zapytać samego siebie, czego od tego człowieka mogę się nauczyć? Bo mogę, jeśli
tylko chcę! Znam ludzi, od których nieustannie się uczę… Czego? Najogólniej
pojętego dobra i piękna duszy! I wtedy bardzo jaskrawo widzę swoje niedoskonałości!