Listopad
jeszcze wciąż trwa… Wspominamy naszych kochanych, którzy już odeszli… I chociaż
wiemy, że cieszą się szczęściem niebieskim, ogarnia nas smutek, przypominają się przeżyte chwile… Z
perspektywy minionych lat wiele spraw widzimy w innym świetle, wiele
chcielibyśmy zmienić, naprawić… Teraz… możemy się tylko modlić, bo to
największy dla nich prezent…
Pamięci
towarzyszą wzruszenia, a wzruszeniom – śpiew… Ciągle słucham pana Ładysza,
który tak pięknie śpiewa o matce… I… śpiewam razem z nim… W moim domu śpiewało się wiele, najczęściej Mama, która miała
piękny głos, akompaniowała sobie na fortepianie, a Ojciec grał na skrzypcach… Wiem,
pisałam już o tym, ale ciągle wracam pamięcią do mojego domu rodzinnego, w
którym było tyle ciepła i miłości, wszystko było poukładane, a Pan Bóg zawsze
na pierwszym miejscu… Szkoda, że doceniłam to tak późno! Dzisiaj wiele bym
dała, by jeszcze choć raz przytuliła mnie Mama, a Ojciec skarcił… Wiem, że
zawsze robił to z wielką miłością, chociaż nie umiał jej okazać…
Pamięć
o nich jest jak najjaśniejszy promyk słońca na firmamencie trudnego życia…
Dzisiaj
piszę o nich, moich KOCHANYCH RODZICACH, z wielką wdzięcznością… Za ile
powinnam im dziękować! Miłość do Różańca wyssałam z mlekiem Matki… A miłości do
Pana Boga uczyli nas oboje – swoją postawą! Nie o wszystkim chciałabym tu
pisać, wiem jednak, że to oni mnie ukształtowali i kształtują nadal, bo są
punktem odniesienia w najróżniejszych sprawach…
Tak
wiele chciałabym im dzisiaj powiedzieć, doradzić się w trudnych kwestiach, ale
ich już tutaj nie ma… Wierzę jednak, że mnie wspierają z Góry… I oby nigdy nie
musieli się za mnie wstydzić!
Długo
wahałam się, czy mam prawo tak wiele o nich pisać… Byli skromnymi ludźmi, i nie
wiem, czy chcieliby, abym tyle o nich mówiła na tak szerokim forum. Czy zatem mogę
napisać o ich wielkiej miłości? Zaryzykuję, może nie będą mieli mi tego za złe…
To była wielka miłość, którą pewnie każdy chciałby przeżyć… Owocem tej miłości jestem ja!
Więcej - następnym razem...