Kolejny raz zapytano mnie z niemałym
zdziwieniem, dlaczego tak wiele piszę o Panu Jezusie. Ponieważ – być może – to pytanie
nurtuje również inne osoby, odpowiadam również kolejny raz, bo już kiedyś o tym
pisałam.
Na samym początku, dziewięć lat temu,
opowiedziałam o tym, jak to Pan Jezus uratował mnie przed wywózką w czasie
wojny – mnie, jedyną spośród kilkuset dzieci o jasnych włosach i niebieskich oczach. Moim
pisaniem spłacam dług naszemu Panu – dług za życie! Ten obrazek, który widnieje
na początku – to wizerunek Jezusa Miłosiernego, który od zawsze wisiał w moim
rodzinnym domu.
Może zapytacie, czy nie wystarczyłoby
ograniczyć się do tamtego podziękowania? Nie! Wdzięczność przekracza ramy
czasowe, żyję i najwidoczniej odczuwam Chrystusową opiekę. Dużo mogłabym o tym pisać,
ale nie wszystkim można się dzielić, nie o wszystkim mówić.
Na przestrzeni dziewięciu lat wiele
pisałam o Panu Jezusie, nazywając Go największym Przyjacielem. W tym
przekonaniu nic się nie zmieniło! Jak już wspominałam, moje życie nie było
usłane różami (zresztą podobnie, jak każdego z nas!), ale wiem, że Pan Jezus
troszczy się o mnie, daje siłę i moc do trwania w radościach i smutkach. Daje gwarancję
pokoju i miłości, która jest wielka i niezmienna – mimo moich grzechów, upadków
i niedoskonałości. Wszystko, co słyszę z Ewangelii (czyli Słowa Objawionego) ma
wartość stałą i niezmienną. Ta oczywista prawda jest mi bardzo potrzebna i myślę,
że każdemu z nas, aby trwać w tej zawierusze poglądów, nastrojów, gdy to co dobre,
nazywa się złem, a eksponuje się bardzo agresywnie zło.
Pan Jezus daje coś niezwykłego i
najcenniejszego: pewność, że zawsze jest z nami, wystarczy tylko tego
zapragnąć!
Wpis: 4 sierpnia godz. 13:25