Słowa te wypowiada dr Rieux, główny
bohater „Dżumy” Alberta Camusa, przekonując o ich prawdziwości. Wypowiada je,
gdy po długich i trudnych zmaganiach zostaje opanowana zaraza w Oranie.
Przemyślmy to! Czy
rzeczywiście człowiek zasługuje na podziw? Wokół przecież tyle zła, nienawiści,
okrucieństwa, że można stracić wiarę w ludzkość. W XXI wieku, gdy poziom
cywilizacji osiągnął – zdawałoby się – najwyższy pułap, rozwój techniki stoi na
doskonałym poziomie, stajemy wobec coraz to nowszych zagrożeń. Wartości zdają
się być relatywne, człowiek nie potrafi się niekiedy odnaleźć w tym zwariowanym
świecie. Od lat słyszymy o kolejnych punktach zapalnych na kuli ziemskiej. U
ich źródła leży ludzka złość i nienawiść. Masmedia nieustannie bombardują nas
informacjami o nieszczęściach i podłościach ludzkich. I mimo że człowiek wznosi
się coraz wyżej w swych osiągnięciach, zaczyna się bać o swoją egzystencję.
Jaka ona będzie, co przyniesie najbliższy czas? Co go czeka ze strony drugiego
człowieka? A
jednak...
Moje
rozważania rozpocznę od przywołania kilku postaci z powieści Camusa „Dżuma”, bo
to z niej pochodzi powyższy cytat…
Sytuacja w Oranie jest wielką metaforą, która
doskonale przystaje do każdego czasu. Bo przecież nie chodzi tutaj o dżumę w
dosłownym tego słowa znaczenia. Należy ją odczytać znacznie szerzej. Przypomnę
krótko treść… Gdy w Oranie wybucha epidemia śmiertelnej choroby, miasto ogarnia
panika, władze szybko zarządzają zakaz jego opuszczania. Sytuacja wygląda na
beznadziejną... Ludzie gubią się w wątpliwościach – od początku epidemii ani
przez chwilę nie ma ich doktor Rieux. Mimo szalonych trudności walczy z wielkim
poświęceniem o zażegnanie choroby, pracuje po kilkanaście godzin na dobę, bo
jest przekonany, że „zło zawsze musi się
ugiąć pod siłą dobra”. Nie ma gwarancji, że sam nie stanie się ofiarą choroby, ale to wcale nie odstrasza go od
kontaktów z zakażonymi. Przeżywa osobisty dramat – umiera jego żona i
największy przyjaciel - Jean Tarrou. Ta tragedia sprawia ogromny ból, ale nawet
ona nie jest w stanie przytłumić szczęścia, które ogarnia doktora w chwili
opanowania epidemii. „W człowieku więcej zasługuje na podziw niż na
pogardę.” – powie z dumą. Ma do niej pełne prawo: nie zawiódł sam siebie,
dał przykład wielkiego heroizmu!
Bardzo bliski mu w tej heroicznej postawie jest Jean
Tarrou. Dżumę odbiera jako jedną z postaci zła, które od dawna panoszy się na
świecie. Ale – mimo tych obserwacji – jego światopogląd wcale nie jest
pesymistyczny! Podobnie, jak Rieux, szansę ocalenia człowieczeństwa dostrzega w
etycznej aktywności. Umiera w momencie, gdy epidemia jest już prawie zażegnana.
Trzeci główny bohater powieści – to dziennikarz Rambert.
Przyjechał do Oranu służbowo tylko na kilka dni, ale epidemia zatrzymała go na
dłużej. Żyje jakby poza nią: nie martwi się o nikogo, bo nie ma tu bliskich, i
przez cały czas usilnie stara się o zezwolenie na wyjazd do rodzinnego Paryża.
Ale gdy wreszcie otrzymuje upragnioną przepustkę, nie skorzysta z niej... i –
niespodziewanie dla samego siebie – zostaje w Oranie. „Myślę, że może być
wstyd, że człowiek jest sam tylko szczęśliwy” – stwierdza. Z zapatrzonego w
siebie egoisty zmienia się w człowieka, który umie współczuć i na którego można
liczyć.
Życie stawia przed człowiekiem różne wyzwania. W
każdej nieomal trudnej sytuacji – jeśli tylko tego zapragniemy - możemy się
wykazać moralnym heroizmem. Każdy z nas powinien wiedzieć, do czego został
powołany. Musi też być świadomy, że życie przynosi wiele niespodzianek, z
którymi trzeba się zmierzyć.
Niekoniecznie trzeba być bohaterem na miarę wielkich herosów!
Jestem o tym głęboko przekonana. Heroizmem można się wykazać w zwykłym, szarym
życiu. A – co najważniejsze! – To dlatego, że w człowieku więcej zasługuje
na podziw niż na pogardę, bo jest obrazem Boga!
Przywołałam
powieść Camusa pod wpływem wypowiedzi Ojca Adama Szustaka, który wczoraj
wskazał na wielkie znaczenie tychże słów. Oto jego refleksje: „Bez względu na
to, ile zła wydarza się na świecie, bez względu na to, ile my zła może sami
zrobiliśmy, bez względu na to, ile zła jeszcze spotkamy w naszym życiu, to
jednak znacznie więcej jest tych rzeczy, które są godne podziwu, niż tych, które
zasługują na pogardę. Bycie chrześcijaninem dla mnie, bycie uczniem Pana Jezusa
– to jest właśnie szkoła nieustannego uczenia się, dostrzegania w ludziach
tego, co jest godne podziwu. Nie chodzi o to, by czasami nie widzieć tego, co
jest godne pogardy, to znaczy czynów człowieka, które są godne pogardy… Ale
nigdy nie dajmy sobie wmówić, że jest tego więcej, że w jakimś człowieku nie ma
niczego dobrego. Może w pewnym momencie tak się wydawać, ale tak nie jest!
Chociaż jesteśmy popsuci przez grzech pierworodny, chociaż jesteśmy popsuci
przez zło, które weszło w ten świat, przez te okropne działania szatana, my jesteśmy
dobrzy, dlatego że Pan Bóg nas stworzył, jesteśmy godni podziwu, żeby zobaczyć w
nas dobre rzeczy. Jezus mówi do mnie: Najpierw zawsze spróbuj widzieć dobro,
najpierw dostrzegaj to, co jest dobre, piękne i święte a to inne – oczywiście musisz
widzieć zło, nie można się oszukiwać, ale niech ci ono nie przysłoni obrazu
świata, ani ludzi, ani Kościoła.”
Dziękuję,
Ojcze Adamie!
Wpis:
30 października godz. 8:18