Dzisiejsza
Ewangelia kolejny raz przywołuje niewidomego, który woła: Jezusie, Synu Dawida,
uzdrów mnie! Czeka przy drzwiach świątyni – nie wiemy, jak długo, może nawet
całe lata, ale z absolutną nadzieją i pewnością, że tylko On może go uzdrowić,
może mu pomóc.
Nigdy
nie komentuję słów Ewangelii, nie czuję się do tego ani upoważniona, ani zbyt
mądra, ale uważam, że to dzisiejsze Słowo ma wymiar znacznie szerszy i ponadczasowy. Nawiasem mówiąc, każda Ewangelia
jest czytelna w każdym czasie i ma uniwersalną rangę, ale tę dzisiejszą –
uważam – może odczytać w odniesieniu do siebie każdy homo sapiens, nawet niewierzący.
Bo
– kim jest ten niewidomy? Może to nawet każdy z nas! Cóż bowiem znaczy owo
„przejrzenie”? Ma bardzo szeroki kontekst! Czym zatem jest? Jest przede
wszystkim ujrzeniem samego siebie w prawdzie, czyli takim, jakim naprawdę
jestem. A to bardzo trudne, bo człowiek – przecież istota rozumna – nie zawsze
chce zobaczyć w sobie to wszystko, co niedobre, co przeszkadza mu w drodze ku Prawdzie.
A może po prostu nie widzi!? Jakże często jesteśmy zdziwieni, gdy ktoś z boku
zwraca nam uwagę, że popełniamy taki czy inny błąd! Po prostu nie widzimy u
siebie tej przysłowiowej „belki”, która w nas tkwi od dawien dawna!
Jest
jeszcze inny aspekt – przeciwny poprzedniemu: pragnienie zmiany, czyli tego
ewangelicznego uzdrowienia. Stara prawda głosi, że chcieć – to móc! Nie zawsze
udaje się nam zmienić bieg swojego życia, ale są takie jego sfery, które zależą
wyłącznie od nas samych. To kształtowanie swojego charakteru, kontrola własnych
myśli, słów, zachowań… Bo całe nasze życie jest nieustannym dojrzewaniem do
doskonalszej postawy. Jeżeli uświadomimy sobie, że w wielu sprawach byliśmy
„niewidomi”, to właśnie jest ten czas, by poprosić Chrystusa: Panie, daj, abym
przejrzał!
Wpis: 28
października godz. 9:01