Kiedyś
usłyszałam takie oto słowa: za wszystko dziękuj! W domyśle… za radości i
smutki, za to wszystko, co cię spotyka, niezależnie, czy przynosi uśmiech, czy
łzy… Dziwne i zarazem bardzo trudne, prawda? Ale na pewno – godne zastanowienia!
Bo jakże można dziękować za nieszczęścia, za swoje krzyże, za złe słowa, które
ranią, za krzywdę… Wymieniać by można jeszcze bardzo długo…
Po
latach (tak, dopiero, po latach!) doszłam do przekonania, że osoba wypowiadająca te słowa, miała
rację! Bo paradoksalnie to zło, które nas w życiu spotyka, bardzo nas rani, ale
jednocześnie pozwala wznieść się ponad nie, uczy przebaczania, uczy pokory,
siły woli i wreszcie – miłości bliźniego! Tak, właśnie tej miłości, bo zupełnie
bezinteresownej i – myślę, że bardzo owocnej!