„Módlmy
się, abyśmy wzrastali w człowieczeństwie, aby nasze relacje były bardziej
prawdziwe i bogatsze w współczucie”
Drodzy bracia i siostry!
Kontynuujmy rozważania na temat
niektórych przypowieści ewangelicznych, które są okazją do zmiany perspektywy i
otwarcia się na nadzieję. Brak nadziei wynika niekiedy z tego, że skupiamy się
na pewnym rygorystycznym i zamkniętym sposobie postrzegania rzeczy, a
przypowieści pomagają nam spojrzeć na nie z innego punktu widzenia. Dzisiaj
chciałbym wam opowiedzieć o osobie doświadczonej, przygotowanej, uczonym w
Prawie, który jednak potrzebuje zmiany perspektywy, ponieważ jest skupiony
na samym sobie i nie dostrzega innych. Pyta on bowiem Jezusa o to, w jaki
sposób „dziedziczy się” życie wieczne, używając wyrażenia, które rozumie jako
niepodważalne prawo. Ale za tym pytaniem kryje się, być może, potrzeba uwagi:
jedynym słowem, o którego wyjaśnienie prosi Jezusa, jest termin „bliźni”, który
dosłownie oznacza tego, kto jest blisko.
Dlatego Jezus opowiada przypowieść,
która jest drogą do przeformułowania tego pytania, aby przejść od „kto mnie
kocha?” do „kogo pokochał?”. Pierwsze pytanie jest pytaniem niedojrzałym,
drugie jest pytaniem dorosłego, który zrozumiał sens swojego życia. Pierwsze
pytanie wypowiadamy, gdy stajemy w kącie i czekamy, drugie jest pytaniem, które
pobudza nas do wyruszenia w drogę.
Przypowieść opowiedziana przez Jezusa
rozgrywa się bowiem na drodze, która jest trudna i nieprzewidywalna, tak jak
życie. Jest to droga, którą przemierza człowiek schodzący z Jerozolimy, miasta
położonego na górze, do Jerycha, miasta położonego poniżej poziomu morza. Obraz
ten zapowiada już to, co może się wydarzyć: bowiem ów człowiek zostaje
napadnięty, pobity, okradziony i pozostawiony na pół umarły. Jest to
doświadczenie, które ma miejsce, gdy sytuacje, ludzie, a czasem nawet ci,
którym ufaliśmy, odbierają nam wszystko i pozostawiają pośrodku drogi. Życie
składa się bowiem ze spotkań, a podczas tych spotkań ujawnia się, kim naprawdę
jesteśmy. Stajemy przed drugim człowiekiem, przed jego kruchością i
słabością, i możemy zdecydować, co uczynić: zaopiekować się nim lub udawać, że
nic się nie stało. Kapłan i lewita schodzą tą samą drogą. Są to osoby
pełniące służbę w świątyni jerozolimskiej, mieszkające w miejscu świętym.
Jednak samo sprawowanie kultu nie prowadzi automatycznie do bycia
współczującym. W rzeczywistości współczucie jest kwestią nie tyle religijną, co
ludzką! Jesteśmy przede wszystkim ludźmi, a dopiero potem wierzącymi.
Możemy sobie wyobrazić, że po długim
pobycie w Jerozolimie ów kapłan i ów lewita spieszyli się do domu. To
właśnie pośpiech, tak bardzo obecny w naszym życiu, często uniemożliwia nam
okazanie współczucia. Kto uważa, że jego podróż należy traktować
priorytetowo, nie jest gotów zatrzymać się z powodu innego człowieka. Ale oto
pojawia się ktoś, kto rzeczywiście potrafi się zatrzymać: jest to Samarytanin,
a więc ktoś należący do ludu pogardzanego. W jego przypadku tekst nie precyzuje
kierunku podróży, ale mówi tylko, że był w drodze. Religijność nie ma
tutaj znaczenia. Ten Samarytanin zatrzymuje się po prostu dlatego, że jest
człowiekiem stającym przed innym człowiekiem, który potrzebuje pomocy.
Współczucie wyraża się poprzez
konkretne gesty. (…) Jeśli
chcesz komuś pomóc, nie możesz trzymać się na dystans, musisz się zaangażować,
pobrudzić, być może skalać się; opatruje mu rany po oczyszczeniu ich oliwą i
winem; zabiera na swoje zwierzę, czyli bierze na siebie odpowiedzialność za
niego, ponieważ prawdziwa pomoc oznacza gotowość do poniesienia ciężaru
cierpienia drugiego człowieka; zabiera go do gospody, gdzie wydaje
pieniądze, „dwa denary”, to mniej więcej równowartość zapłaty za dwa dni pracy;
i zobowiązuje się wrócić i w razie potrzeby dopłacić, ponieważ ten człowiek nie
jest przesyłką do dostarczenia, ale kimś, o którego trzeba się zatroszczyć.
Drodzy bracia i siostry, kiedy my
również będziemy zdolni do przerwania naszej podróży i okazania współczucia? Kiedy
zrozumiemy, że ten poraniony człowiek na drodze przedstawia każdego z nas. Wtedy
pamięć o wszystkich sytuacjach, w których Jezus zatrzymał się, aby się nami
zaopiekować, uczyni nas bardziej zdolnymi do współczucia. Módlmy się zatem,
abyśmy wzrastali w człowieczeństwie, aby nasze relacje były bardziej prawdziwe
i pełniejsze współczucia. Prośmy Serce Chrystusa o łaskę coraz głębszego
uczestnictwa w Jego uczuciach.”
Wpis: 5 sierpnia godz. 9:05