Siostry i
Bracia, przeżywamy dzisiaj w liturgii Kościoła jedno z najradośniejszych świąt
chrześcijańskich, upamiętniające dopiero co usłyszaną scenę z Ewangelii (por.
Łk 9,28b-36). Miało to miejsce na Górze Przemienienia, którą starożytna
tradycja identyfikuje z Górą Tabor w dzisiejszym Izraelu.
Po co Pan Jezus
zabrał trzech Apostołów: Piotra, Jakuba i Jana na „górę świętą” (2 P 1,18), jak
powie o niej sam św. Piotr? Powody są dwa, o których ładnie i przekonująco mówi
w jednym ze swoich kazań papież św. Leon Wielki. Prawdopodobnie za sprawą obecnego
papieża Leona będziemy częściej słyszeć o Leonie Wielkim, warto więc posłuchać
co mówił i w tej sprawie.
Otóż, jego
zdaniem, są dwa powody przemienienia. Pierwszy to swoiste przygotowanie uczniów
do wejścia na inną górę, na której kiedyś się znajdą, czyli na Kalwarię. Mówi
św. Leon, że „w przemienieniu Chrystusa chodziło głównie o to, by z serc
uczniów usunąć zgorszenie krzyża”.
Teraz Chrystus
jaśnieje przed nimi w chwale, już nie tylko słyszą, że On jest Mesjaszem, ale
widzą coś, co nie jest z tego świata: Światłość ze Światłości, Boga
prawdziwego. Przed ich oczami spełnia się wielka wizja zapisana przez proroka
Daniela, o której słyszeliśmy w pierwszym czytaniu. Tak, ich Nauczyciel, Jezus
z Nazaretu jest naprawdę Chrystusem, to Ten, któremu powierzono „panowanie,
chwałę i władzę królewską” (Dn 7,14), któremu będą służyć „wszystkie narody,
ludy i języki” (Dn 7,14). Ich Nauczyciel to Ten, o którym mówi dzisiejszy
Psalmista (por. Ps 97), że jest wywyższony ponad całą ziemię „i nieskończenie
wyższy ponad wszystkich bogów” (Ps 97,9). To przed Jego obliczem topnieją
władcy całej ziemi, a „Jego sprawiedliwość rozgłaszają niebiosa” (Ps 97,6), co
śpiewaliśmy przed chwilą w Psalmie.
Apostołowie
widzą twarz Chrystusa jaśniejącą jak słońce i widzą Jego odzienie, które stało
się „lśniąco białe” (Łk 9,29), widzą chwałę Jezusa, a także Mojżesza i Eliasza,
rozmawiających z Chrystusem, a wreszcie słyszą głos z nieba, głos samego Ojca:
„Ten jest mój Syn wybrany, Jego słuchajcie” (Łk 9,35).
A wszystko ma
być po to, by umocnić ich wiarę, szczególnie na ten moment, gdy Chrystus
znajdzie się na tej drugiej górze już nie w otoczeniu Mojżesza i Eliasza, ale
dwóch łotrów i gdy – jak powie prorok Izajasz w swej słynnej wizji (por. Iz
53,1-12) – będzie oszpecony i zmasakrowany, niepodobny do człowieka. Będzie jak
ktoś „przed kim się twarze zakrywa” (Iz 53,3). Chodzi o to, żeby także wówczas
uczniowie mieli pewność, że to jest wciąż ten sam Chrystus: Bóg z Boga,
Światłość ze Światłości, Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego!
Bracia i
Siostry,
nasze codzienne
życie rozgrywa się pomiędzy tymi dwiema górami: pomiędzy Taborem i Kalwarią.
Doświadczamy na przemian śmiechu i łez, pocieszenia i strapienia, radości i
smutku. Mamy „siniaki i cekiny”, jak śpiewa jedna ze współczesnych artystek
polskiej sceny. Nie ma na świecie nikogo, kogo życie byłoby tylko samą euforią
i nie ma nikogo, kogo życie byłoby samą tylko tragedią. Zawsze jest wesele i
pogrzeb, szczęście i nieszczęście, „z górki” i „pod górkę”, posiadanie i
strata. I chodzi o to, byśmy – jako wierzący – mieli pewność, że we wszystkim
jest z nami Chrystus. Przeżywając szczęście, byśmy nie popadli w pychę, a
przeżywając nieszczęście, byśmy nie wpadli w rozpacz. Będąc na Taborze naszego
życia mamy się wzmacniać tą chwilą i nią cieszyć, jak Piotr, a gdy znajdziemy
się na naszej życiowej Kalwarii mamy pamiętać, że to nie jest koniec, że na
pewno przyjdzie odmiana, przyjdzie przemienienie, bo nie ma takiego Wielkiego
Piątku, po którym by nie było Wielkanocy!
Tak jest i tak
będzie również w życiu Pana Prezydenta. Także Pan doświadczy „prawa falowania”,
tego, że będzie i tak i siak. Góra Kalwaria i góra Tabor. Oby w ciągu
najbliższych pięciu lat intensywność tych gór nie rozłożyła się w Pana życiu, w
Pana posługiwaniu i w życiu Pana rodziny po połowie, a tym bardziej, oby nie
zdominowało to co trudne i ciężkie, ale nie jesteśmy naiwni: wiecznego Taboru
na pewno nie będzie, pięć usłanych różami lat nie nadejdzie.
Aby w radości
nie stracić głowy, a w strapieniu serca, potrzeba nie tylko osobistych
przymiotów: inteligencji, kompetencji komunikacyjnych, decyzyjności,
pracowitości, wytrwałości, odwagi, a jednoczenie pokory, zgody na kompromizm i
prostej dobroci. Potrzeba także dobrego zespołu, złożonego z ludzi lojalnych,
uczciwych, rzetelnych, krytycznych, a nie krytykanckich i oczywiście nie
lizusów. Lizusi są najgorsi. Do tego wszystkiego potrzeba jednak przede
wszystkim łaski Bożej. Dlatego o nią się teraz modlimy.
Proszę o nią
modlić się także samemu. Jeśli Pan domu nie zbuduje, powie Psalmista, na próżno
trudzą się ci, którzy go wznoszą. Jeżeli Pan miasta nie ustrzeże, strażnik
czuwa daremnie (Ps 127,1).
Pięknym
przykładem władcy, który prosi Boga o pomoc niezbędną w sprawowaniu rządów,
jest biblijny król Salomon, a jego modlitwa o mądrość jest arcydziełem, które
dobrze aby znalazło się w osobistym modlitewniku każdego rządzącego:
„Boże przodków
i Panie miłosierdzia, któryś wszystko uczynił swoim słowem i w Mądrości swojej
stworzyłeś człowieka, by panował nad stworzeniami, co przez Ciebie się stały,
by władał światem w świętości i sprawiedliwości i w prawości serca sądy
sprawował – dajże mi Mądrość, co dzieli tron z Tobą, i nie wyłączaj mnie z
liczby swych dzieci! Bom sługa Twój, syn Twojej służebnicy, człowiek niemocny i
krótkowieczny, zbyt słaby, by pojąć sprawiedliwość i prawa. Choćby zresztą był
ktoś doskonały między ludźmi, jeśli mu braknie mądrości od Ciebie – za nic
będzie poczytany (…). Z Tobą jest Mądrość, która zna Twe dzieła, i była z Tobą,
kiedy świat stwarzałeś, i wie, co jest miłe Twym oczom, co słuszne według Twych
przykazań. Wyślij ją z niebios świętych, ześlij od tronu swej chwały, by przy
mnie będąc pracowała ze mną i żebym poznał, co jest Tobie miłe (Mdr 9,
1-6.9-10). Przepiękne i przepokorne słowa!
Prawo falowania
ma jednak swoje odniesienie nie tylko do losów pojedynczego człowieka, ale
także do losów wspólnoty, w tym wspólnoty narodowej. Z pewnością w trakcie
sprawowania swej prezydentury będzie Pan, Panie prezydencie, świadkiem wielu
szczęść polskiego narodu, które Pana, jako „pierwszego z nas”, napełnią
słusznym uczuciem dumy. Będą to szczęścia spektakularne, jak choćby te, które
kryją się w znanych dziś wszystkim imionach: Iga i Sławosz, ale będą także
szczęścia mniej powszechnie znane, ale nie mniej ważne, za którymi będzie stał
wysiłek milionów Polek i Polaków. Oby mógł się Pan nimi jak najczęściej, jak
najwięcej i jak najdłużej cieszyć.
Ale, niestety,
będzie Pan uczestnikiem także tego, co dla społeczeństwa jest trudne,
niepokojące i złe. Dziś jest to szczególnie niestabilna sytuacja na świecie,
zwłaszcza w Europie i podział wewnątrz polskiego społeczeństwa.
Tocząca się od
przeszło trzech lat wojna na Ukrainie, presja migracyjna na wschodniej i
zachodniej granicy, przeobrażenia w Unii Europejskiej, kryzys liberalnej
demokracji, kryzys antropologiczny, tzn. zatracenie wiedzy na temat natury
człowieka, coraz większy rozziew między prawem pozytywnym a prawem naturalnym,
to tylko niektóre z niepokojów przychodzących z zewnątrz. I mamy jedno
niezwykle trudne wyzwanie wewnętrzne: to trwający od lat konflikt polityczny,
który dramatycznie rozbija nasz naród na wrogie sobie plemiona.
W tej katedrze,
nasi przodkowie dziękowali Bogu za to, że potrafili się wznieść ponad narodowe
podziały i uchwalić pierwszą w nowożytnej Europie Konstytucję. W preambule
Ustawy rządowej z 3 maja 1791 r. czytamy:
„Uznając, iż
los nas wszystkich od ugruntowania i wydoskonalenia Konstytucji narodowej
jedynie zawisł, długim doświadczeniem poznawszy zadawnione rządu naszego wady,
a chcąc korzystać z pory, w jakiej się Europa znajduje i z tej dogorywającej
chwili, która nas samych sobie wróciła, wolni od hańbiących obcej przemocy
nakazów, ceniąc drożej nad życie, nad szczęśliwość osobistą, egzystencję
polityczną, niepodległość zewnętrzną i wolność wewnętrzną narodu, którego los w
ręce nasze jest powierzony, chcąc na błogosławieństwo, na wdzięczność
współczesnych i przyszłych pokoleń zasłużyć, mimo przeszkód, które w nas
namiętności sprawować mogą, dla dobra powszechnego, dla ugruntowania wolności,
dla ocalenia ojczyzny naszej i jej granic, z największą stałością ducha niniejszą
Konstytucję uchwalamy i tę całkowicie za świętą, za niewzruszoną deklarujemy,
dopóki by naród w czasie prawem przepisanym wyraźną wolą swoją nie uznał
potrzeby odmienienia w niej jakiego artykułu”.
To piękne i
ważne słowa, a zawarte tam odwołanie do „zadawnionych naszych wad” narodowych
oraz przypomnienie, że możliwe jest właściwe wykorzystanie „pory, w jakiej się
Europa znajduje” są ważne i dla nas.
Ks. Piotr
Skarga mówił: „Proszę, nie dzielcie się temi trzemi dziedzictwy: Religią, Królem i Ojczyzną miłą, ale ich spólnie i w
zgodzie używajcie. Bo skoro się dzielić tym
poczniecie, wszytko wam zginie. Ja z nim trzymam, a ja nie trzymam, ja tego chcę, a ja drugiego
— gotowa jest
Rzeczypospolitej zguba, gdy się wiele w niej
królów zacznie (…), bo Ojczyzna
też rozdziałów, jako jedno
ciało, nie cierpi” (ks. Piotr
Skarga, Kazanie trzecie).
Urząd
Prezydenta powinien nas wszystkich jednoczyć, ponieważ prezydent jest symbolem
narodowej jedności, a także dlatego, że takie zostało mu powierzone zadanie;
być prezydentem wszystkich Polaków, ponad jakimikolwiek podziałami.
Bardzo byśmy
chcieli, by taka była Pana prezydentura. Oby nie miał Pan względu na osoby, ale
przewodził nam wszystkim ze spokojem i mądrością, przestrzegając prawa i ucząc
nas je przestrzegać. „Prawa [bowiem], to raz jeszcze ks. Piotr Skarga, nie mają
żadnych namiętności i uwieść się krzywo nie dadzą (…). Nie mają w sobie gniewu
ani popędliwości, o dary nie dbają, namówić się do złego i oszukać nie mogą: co
się w ludziach najdować zawżdy we wszytkich nie może. (…) Przetoż u Mojżesza i
na króle, i na sędzie prawo jest
napisane, aby tacy byli i wedle napisanych ustaw panowali i sądzili” (ks. Piotr
Skarga, Kazanie siódme).
Siostry i
Bracia,
powróćmy
jeszcze do kazania św. Leona Wielkiego, w którym wyjaśnia on sens dzisiejszego
święta. Powiedziałem, że wspomina tam o dwóch jego powodach. Tym drugim jest
ukazanie nam celu naszego życia. Św. Leon pisze tak: „Pan swoim przemienieniem
podbudował nadzieję Kościoła świętego (…), aby wszystkie Jego członki mogły się
spodziewać udziału w tej chwale, którą wcześniej rozbłysła Głowa”.
Tak, to święto
mówi nam pięknie o celu naszego życia, którym jest wieczne przebywanie z
Chrystusem, niebo i zbawienie. Gdy ten cel osiągniemy, gdy po ziemskiej
wędrówce, wejdziemy kiedyś na szczyt wiecznego Taboru, nie trzeba będzie już
donikąd schodzić, będziemy mogli wówczas powiedzieć jak Piotr: „Mistrzu,
dobrze, że tu jesteśmy” (Łk 9,33).
Bracia i
Siostry,
każdy z nas ma
jakieś cele na pewien okres w swoim życiu: uczeń by skończyć szkołę i zacząć
studia, student, by otrzymać dyplom i mieć pracę, pracownik, by dobrze
zarabiać, dziecko, by dorosnąć, narzeczony, by się ożenić, chory, by zostać
wyleczonym, itd. Cele na jakiś czas! Ale musi być też cel ostateczny, musi być
odpowiedź na pytanie, po co to wszystko, po co ja w ogóle żyję na tej ziemi? I
to dzisiejsze święto przypomina nam podstawową odpowiedź Chrystusa i Kościoła:
żyję po to, by po dobrej i pożytecznej doczesności, wiecznie przebywać z
Bogiem, widzieć Go twarzą w twarz i cieszyć się wspólnotą zbawionych. Nigdy nam
nie wolno o tym zapomnieć, bo to uderzyłoby w fundamenty naszej wiary i bardzo
utrudniło życie codzienne. „Jeśli statek nie wie do, którego portu płynie –
mówi Seneka – wtedy każdy wiatr jest mu przeciwny”. Jeśli nie wiem, jaki jest
cel mojego życia, wtedy wszystko jest trudniejsze, wszystko będzie jakby
przeciwko mnie.
Szanowny Panie
Prezydencie,
na pewno ma Pan
już wyznaczone cele na pierwsze dni swojej prezydentury, na pierwsze sto dni,
na pierwszy rok i na pięć lat. To dobrze, to ustrzeże i Pana i nas przed
chaosem. Proszę jednak, jako osoba wierząca, nie stracić nigdy owego
ostatecznego celu życia, jakim jest wieczność z Bogiem, przed którym każdy
będzie musiał zdać sprawę ze swoich dokonań i zaniedbań. Gdy mamy to przed
oczyma i w sercu, łatwiej ustrzec się od wielu błędów i od wielu grzechów,
zwłaszcza od grzechu pychy.
Podczas
niedawnego ponownego otwarcia paryskiej katedry Notre Dame, prezydent Francji
wypowiedział słowa, które mnie zatrzymały: „Katedra ta, mówił, stała się
szczęśliwą metaforą tego, czym jest naród i czym powinien być świat (…). Nasza
katedra przypomina nam, że jesteśmy spadkobiercami przeszłości większej od nas
samych, która każdego dnia może zniknąć, oraz uczestnikami epoki, którą musimy
przekazać następnym pokoleniom. Nasza katedra pokazuje nam, jak bardzo sens i
transcendencja pomagają nam żyć w tym świecie. Przekazywać i mieć nadzieję”
(Emmanuel Macron, 7 grudnia 2024 r.).
Oby Pan, Panie
Prezydencie, pokazywał nam, wierzącym i niewierzącym, „jak bardzo sens i
transcendencja pomagają nam żyć w tym świecie. Przekazywać i mieć nadzieję”.
Szanowny Panie
Prezydencie,
jako wspólnota
wierzących Polaków, gratulujemy Panu wyboru na zaszczytny urząd Prezydenta
Rzeczpospolitej Polskiej, otaczamy dziś Pana naszą obecnością i naszą
życzliwością, Modlimy się za Pana, za Pańską rodzinę i za naszą ukochaną
Ojczyznę, na czele której Pan staje.
Teraz czynimy
to słowami znanej modlitwy, cytowanego już dziś wielokrotnie, ks. Piotra
Skargi: „Boże, Rządco i Panie narodów, z ręki i karności Twojej racz nas nie
wypuszczać, a za przyczyną Najświętszej Panny, Królowej naszej, błogosław
Ojczyźnie naszej, by Tobie zawsze wierna, chwałę przyniosła Imieniu Twemu a
syny swe wiodła ku szczęśliwości. Wszechmogący wieczny Boże, spuść nam szeroką
i głęboką miłość ku braciom i najmilszej Matce, Ojczyźnie naszej, byśmy jej i
ludowi Twemu, swoich pożytków zapomniawszy, mogli służyć uczciwie. Ześlij Ducha
Świętego na sługi Twoje, rządy kraju naszego sprawujące, by wedle woli
Twojej ludem sobie powierzonym mądrze i sprawiedliwie zdołali kierować. Przez
Chrystusa, Pana naszego. Amen” (ks. Piotr Skarga, Modlitwa za Ojczyznę). +
Adrian J. Galbas SAC
Wpis: 6 sierpnia