Św. Faustyna jest stałym gościem na
moim blogu; nietrudno to zauważyć. Jak wiele razy pisałam, uważam ją za moją
wielką przyjaciółkę. Dlaczego? Słowo „przyjaciel” jest bardzo pojemne. To ktoś
znacznie więcej niż kolega. To ktoś bardzo ważny, z kim chce się rozmawiać, przed
kim pragnie się otworzyć serce i poradzić w najintymniejszych sprawach. To ktoś, kto po prostu jest w naszym życiu, na którego zawsze możemy liczyć,
bo nigdy nie zawiedzie i pomoże w trudnych sytuacjach, nie wyśmieje, ale i
zrobi uwagę, gdy trzeba. Od przyjaciela można się wiele nauczyć! Tego
wszystkiego doświadczam ze strony św. Faustyny! Mogłabym wymieniać jeszcze inne „korzyści” płynące z tej przyjaźni,
bo jest ich naprawdę wiele!
Dla wyjaśnienia dodam, że nie doświadczam
żadnych wizji, mój kontakt ze św. Faustyną istnieje tylko za pośrednictwem jej „Dzienniczka”.
I właśnie tenże „Dzienniczek” stanowi źródło mojej przyjaźni z jego autorką.
Poprzez zapisane w nim słowa Ona zaistniała w moim życiu i stała się moją
bratnią duszą, powiernikiem, towarzyszem, który pomaga, chroni, podpowiada, jak
żyć w pobliżu Pana Jezusa, trwać przy Nim mimo trudności, jak unikać życiowych
błędów. I – co najważniejsze! – Faustynka uczy mnie pokory! Takiej prawdziwej,
nieudawanej; takiej, której nauczył ją sam Chrystus, z którym rozmawiała.
Pokory uczymy się całe życie! Różne
sytuacje uświadamiają nam, jak mało w nas tej pięknej zalety. Wszyscy jesteśmy ciągle
w drodze, popełniamy mnóstwo błędów; jakże często grzeszymy pychą, bo wydaje się
nam, że wiemy lepiej etc. …
A w „Dzienniczku” czytamy; „Pokora,
pokora i zawsze pokora, bo sami z siebie nic nie możemy. To wszystko jest
tylko łaską Bożą.” (Dz. 55)
Prawdziwej pokory życzę i sobie, i każdemu
człowiekowi! A Kochaną św. Faustynę proszę o dalszą, stałą opiekę!
Wpis: 5 października godz. 13:40